- Kategorie:
- >100 km.7
- Nie sam.6
- Terra incognita.5
Też mam kółka 3.0 v 0 PL
Czwartek, 16 kwietnia 2015 | dodano: 16.04.2015
Droga do pracy z wiatrem w plecy, więc i średnia niczego sobie: 22.65 km/h. Powrót tą samą drogą, zatem średnia spadła. Mimo solidnego (czasami) wiatru w twarz, pod domem miałem 20.78km/h. Jak na/dla mnie bardzo dobrze, zważywszy, że cała moja droga pt. DPD prowadzi po ddrach.
Przemknąłem przez Kasprzaka, zbliżam się do Wolskiej, widzę, że w oddali idzie po czerwonej części panienka (~20l.) i ciągnie walizkę na kółkach. Przy salonie toyoty zrównałem się z nią i pokazałem paluchem wymalowany rower, tym samym grzecznie zwracając jej uwagę.
- Ja też mam kółka - rzekła Ona.
On, będąc kompletnie zaskoczonym w pierwszym momencie, nie odpowiedział ani słowem, oddalając się w pośpiechu. Słów mu zabrakło, a i do teraz nie może nazwać takiej ignorancji. W przeciągu niedługiego czasu była to trzecia identyczna odpowiedź, na zwróconą uwagę.
Przecież w przepisach jest napisane o drodze dla rowerów, nie o drodze dla rolkarzy, wózków, walizek z kółkami. Nawet na wspomnianych drogach, ścieżkami zwanymi, są namalowane ROWERY, nie walizki z kółkami, wózki czy inne rolki.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przemknąłem przez Kasprzaka, zbliżam się do Wolskiej, widzę, że w oddali idzie po czerwonej części panienka (~20l.) i ciągnie walizkę na kółkach. Przy salonie toyoty zrównałem się z nią i pokazałem paluchem wymalowany rower, tym samym grzecznie zwracając jej uwagę.
- Ja też mam kółka - rzekła Ona.
On, będąc kompletnie zaskoczonym w pierwszym momencie, nie odpowiedział ani słowem, oddalając się w pośpiechu. Słów mu zabrakło, a i do teraz nie może nazwać takiej ignorancji. W przeciągu niedługiego czasu była to trzecia identyczna odpowiedź, na zwróconą uwagę.
Przecież w przepisach jest napisane o drodze dla rowerów, nie o drodze dla rolkarzy, wózków, walizek z kółkami. Nawet na wspomnianych drogach, ścieżkami zwanymi, są namalowane ROWERY, nie walizki z kółkami, wózki czy inne rolki.
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
24.91 km (0.00 km teren), czas: 01:11 h, avg:21.05 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po szprychy i z Arkiem
Sobota, 11 kwietnia 2015 | dodano: 12.04.2015
Wziąłem się za mycie napędu. Zrobiłem to i podczas zakładania łańcucha okazało się, że dwie szprychy w tylnym kole wzięły się i pękły. Minęło południe, wszystko czynne ( o ile czynne) do 14:00, więc trzeba się uwijać, aby zdążyć. Najbliżej mam na drugą stronę Conrada, na bazarek. Lecę galopem i dupa... szprych mi od ręki nie wymieni, bo nie ma ani szprych, ani czasu. Ładnie podziękowałem i galopkiem przed siebie na Powstańców przy Bolkowskiej. Szprychy były, czasu za to też brakło w serwisie. Cóż począć? Kupić szprychy, kupić wreszcie bacik i w domu samodzielnie wymienić.
Nawet się udało. Centrowanie koła wg szczęk hamulcowych również wyszło wcale znośnie, zwłaszcza, jeżeli to było moje drugie samodzielne centrowanie. Oznacza to, że rower znów jest sprawny i można pomykać.
Po obiedzie tylko z Arkiem na kolejną przejażdżkę (dwóch starszych, smierdzących leni, zostało w domu). Zrobiliśmy trasę przez mosty Grota i Północny i nawet miejscami jechało się przyjemnie. Dużego natężenia ruchu nie było od Dewajtis, wzdłuż Wisłostrady, przez Grota do Modlińskiej. Na pozostałych odcinkach tłumy niedzielnych kierowców rowerów. Znakomita większość nie potrafi jechać po prawej stronie, ruchem prostoliniowym ani zjechać do swojej prawej widząc rower jadący z przeciwka. Parę razy zdarzało mi się zwalniać, gdy widziałem jakąś bździągwę będącą na kursie kolizyjnym, i czekać, by w ostatniej chwili procesor podpowiedział jej, czym grozi jazda na czołowe. Ciśnienie mi skoczyło nie przez wysiłek spowodowany jazdą, ale przez przez bezmyślność, ignorancję, egoizm innych "rowerzystów". W końcu pomyślałem "Dość! ". Dlaczego ja, jadąc po prawej, przy krawędzi mam się stresować za innych? Swoje ważę, więc mam sporą przewagę energii kinetycznej nad większością. I skończyło się przejmowanie idiotami z naprzeciwka.
Po tej krótkiej trasie mam sredecznie dosyć weekendowych jazd po ddrach. Zapowiedziałem dziecku, że następna jazda tylko po ulicach, ponieważ jest mniej stresująca i przyjemniejsza.
Gdzieś tu szlag mnie trafiał:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nawet się udało. Centrowanie koła wg szczęk hamulcowych również wyszło wcale znośnie, zwłaszcza, jeżeli to było moje drugie samodzielne centrowanie. Oznacza to, że rower znów jest sprawny i można pomykać.
Po obiedzie tylko z Arkiem na kolejną przejażdżkę (dwóch starszych, smierdzących leni, zostało w domu). Zrobiliśmy trasę przez mosty Grota i Północny i nawet miejscami jechało się przyjemnie. Dużego natężenia ruchu nie było od Dewajtis, wzdłuż Wisłostrady, przez Grota do Modlińskiej. Na pozostałych odcinkach tłumy niedzielnych kierowców rowerów. Znakomita większość nie potrafi jechać po prawej stronie, ruchem prostoliniowym ani zjechać do swojej prawej widząc rower jadący z przeciwka. Parę razy zdarzało mi się zwalniać, gdy widziałem jakąś bździągwę będącą na kursie kolizyjnym, i czekać, by w ostatniej chwili procesor podpowiedział jej, czym grozi jazda na czołowe. Ciśnienie mi skoczyło nie przez wysiłek spowodowany jazdą, ale przez przez bezmyślność, ignorancję, egoizm innych "rowerzystów". W końcu pomyślałem "Dość! ". Dlaczego ja, jadąc po prawej, przy krawędzi mam się stresować za innych? Swoje ważę, więc mam sporą przewagę energii kinetycznej nad większością. I skończyło się przejmowanie idiotami z naprzeciwka.
Po tej krótkiej trasie mam sredecznie dosyć weekendowych jazd po ddrach. Zapowiedziałem dziecku, że następna jazda tylko po ulicach, ponieważ jest mniej stresująca i przyjemniejsza.
Gdzieś tu szlag mnie trafiał:
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
30.06 km (0.00 km teren), czas: 01:48 h, avg:16.70 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
DPD z wrzodem na dupie cz. 2
Piątek, 10 kwietnia 2015 | dodano: 10.04.2015
Dzisiaj wiedziałem co mnie czeka i z takim nastawieniem wyszedłem. Nie pomyliłem się ani o jotę. Pierwszy kilometr zmęczył mnie bardziej niż sobotnia przejażdżka. Głównie dlatego, że szukałem najmniej bolesnej pozycji. Było to niemal niewykonalne, bo to cholerstwo wybrało sobie najgorsze miejsce, a mianowicie wyskoczyło na wysokości kości kłykciowej. Stawałem raz na jednym pedale, raz na drugim dopasowując zad do siodełka. Wierciłem się, przesuwałem, kombinowałem. W końcu osiągnąłem kompromis między wygodą a bólem. Jeżeli tyłek nie bolał, bo siedziałem odpowiednio, to bolały ręce od zapierania się i nogi, gdyż jechałem lekko zsunięty. Wreszcie, po sześciu kilometrach jakoś zgrał mi się ból z pozycją i mogłem jechać w miarę normalnie. Mimo pozornej wygody nie wszystko byo w porządku - jakikolwiek wybój, podbicie powodowały kłucia i potrzebę ponownego dopasowywania się do siodełka. Powrót z pracy dokładnie taki sam, tylko w drugą stronę, bo do domu. I też pierwszy kilometr wymęczył mnie najbardziej.
Chciałem jutro gdzieś pojechać, wreszcie jest pogoda jaką lubię, ale chyba nic z tego nie wyjdzie, bo musiało mi wyskoczyć coś tak złośliwego w tak fatalnym miejscu. Rana ponakłuwana, wyciśnięta, zmniejszona, opatrzona, więc czekam na efekty do jutrzejszego poranka.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Chciałem jutro gdzieś pojechać, wreszcie jest pogoda jaką lubię, ale chyba nic z tego nie wyjdzie, bo musiało mi wyskoczyć coś tak złośliwego w tak fatalnym miejscu. Rana ponakłuwana, wyciśnięta, zmniejszona, opatrzona, więc czekam na efekty do jutrzejszego poranka.
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
24.79 km (0.00 km teren), czas: 01:15 h, avg:19.83 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Piastów, Pruszków etc
Sobota, 4 kwietnia 2015 | dodano: 10.04.2015
Wstydem było mieć tyle niezaliczonych gmin, tak niedaleko domu. Po długim (prawie dwugodzinnym) przekonywaniu siebie, że chmurzyska takie straszne nie są, zebrałem się w sobie i pojechałem. Droga wzdłuż Powstańców Śl. jak zawsze wyboista, dziurawa, lecz niedużo przed Radiową pojawił się promyk nadziei. Wg znaków został oddany do użytku fragment ddr lecący do Radiowej. Czar prysł, gdy zbliżyłem się do wjazdu na asfalt. Krawężnik wysoki na co najmniej 5 cm. spowodował uspokojenie ruchu rowerowego. Zlazłem, wtaszczyłem rower pod toto i nie omieszkałem sfotografować absurdu. Pan Pełnomocnik Rowerowy twierdzi, że droga jeszcze nie jest oddana do użytku, ale bez względu na to, ten podjazd wyglądał na wykończony, a roboty w tym miejscu na zakończone. Czyli, wniosek nasuwa się sam: kolejna tandeta wynikająca z bezmyślności (bo chyba nie ze złej woli). Teraz wykonawca wyśle kilku fachowców z diaksem, zetną oni kawał krawężnika, jakoś obniżą asfalt i już będzie można normalnie jeździć. Ale czy nie można było tak od razu? Ech...
Potem już poszło z górki. Nic nie denerwowało, techniczna równiutka, gmina Piastów zaliczona bardzo po macoszemu. A kierowcy? Kierowcy wszyscy wyprzedzali zachowując nie mniej niż metr odstępu. Do żadnego wyprzedzającego nie sięgnąłbym ręką, gdybym próbował. Do tego stopnia byli kulturalni, że ani razu nie zostałem strąbiony jadąc niemal środkiem jezdni. A środkiem musiałem pojechać kilka razy, bo za Domaniewkiem w stronę Błonia tu i ówdzie dziury były jak po bombardowaniu.
W Rokitnie skręciłem na czerwony szlak. trochę błotnisty, ale cichy i bez ruchu. Nawet dziwiłem się czemu nikt nie skraca tędy drogi do trasy poznańskiej, ale po kilometrze zagadka sama się rozwiązała. Metrowy nasyp kolejowy, bez przejazdu, bez przejścia wyrósł na końcu szutrówki. Cóż było robić? Rozejrzałem się uważnie, wziąłem rower pod pachę i przeszedłem zgodnie z oznakowaniem szlaku.
Za Kopytowem równiusim asfaltem przez Pilaszków, Pogroszew pomknąłem w stronę Warszawy. Tempo utrzymywałem całkiem znośne, bo w granicach 32-34 km/h. Przyznać się muszę, że miałem świetny wiatr w plecy i jemu zawdzięczam takie prędkości.
W dwóch wymienionych wcześniej wioskach chciałem sprawdzić wyskalowanie licznika, jak to zrobili co poniektórzy. Zrezygnoawałem z tej metody sprawdzania, gdy okazało się, że rozbieżności pomiędzy wyznaczonymi "kilometrami" sięgają 50m. ( tzn. najdłuższy "kilometr" był dłuższy od najkrótszego o 50m =>5%!).
Dojechałem do domu zadowolony z pokonania niechęci do jazdy w czasie zachmurzenia. Zwłaszcza, że kilka chwil po wyjściu wyszło całkiem ładne słoneczko.
Widok, który mnie ucieszył - nowa ddr
Widok, który mnie zmartwił - kilkucentymetrowy krawężnik na podjeździe
W Konotopie przynajmniej nazywają rzeczy po imieniu. Zwykłe "wyrwy" zamiast "wyboje" bądź "ubytki"
Przebieg czerwonego szlaku pomiędzy Rokitnem i Kopytowem
Kolekcja sobotnich tabliczek
Tędy się przejechałem:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Potem już poszło z górki. Nic nie denerwowało, techniczna równiutka, gmina Piastów zaliczona bardzo po macoszemu. A kierowcy? Kierowcy wszyscy wyprzedzali zachowując nie mniej niż metr odstępu. Do żadnego wyprzedzającego nie sięgnąłbym ręką, gdybym próbował. Do tego stopnia byli kulturalni, że ani razu nie zostałem strąbiony jadąc niemal środkiem jezdni. A środkiem musiałem pojechać kilka razy, bo za Domaniewkiem w stronę Błonia tu i ówdzie dziury były jak po bombardowaniu.
W Rokitnie skręciłem na czerwony szlak. trochę błotnisty, ale cichy i bez ruchu. Nawet dziwiłem się czemu nikt nie skraca tędy drogi do trasy poznańskiej, ale po kilometrze zagadka sama się rozwiązała. Metrowy nasyp kolejowy, bez przejazdu, bez przejścia wyrósł na końcu szutrówki. Cóż było robić? Rozejrzałem się uważnie, wziąłem rower pod pachę i przeszedłem zgodnie z oznakowaniem szlaku.
Za Kopytowem równiusim asfaltem przez Pilaszków, Pogroszew pomknąłem w stronę Warszawy. Tempo utrzymywałem całkiem znośne, bo w granicach 32-34 km/h. Przyznać się muszę, że miałem świetny wiatr w plecy i jemu zawdzięczam takie prędkości.
W dwóch wymienionych wcześniej wioskach chciałem sprawdzić wyskalowanie licznika, jak to zrobili co poniektórzy. Zrezygnoawałem z tej metody sprawdzania, gdy okazało się, że rozbieżności pomiędzy wyznaczonymi "kilometrami" sięgają 50m. ( tzn. najdłuższy "kilometr" był dłuższy od najkrótszego o 50m =>5%!).
Dojechałem do domu zadowolony z pokonania niechęci do jazdy w czasie zachmurzenia. Zwłaszcza, że kilka chwil po wyjściu wyszło całkiem ładne słoneczko.
Widok, który mnie ucieszył - nowa ddr
Widok, który mnie zmartwił - kilkucentymetrowy krawężnik na podjeździe
W Konotopie przynajmniej nazywają rzeczy po imieniu. Zwykłe "wyrwy" zamiast "wyboje" bądź "ubytki"
Przebieg czerwonego szlaku pomiędzy Rokitnem i Kopytowem
Kolekcja sobotnich tabliczek
Tędy się przejechałem:
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
65.02 km (4.00 km teren), czas: 03:08 h, avg:20.75 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
NDM
Sobota, 28 marca 2015 | dodano: 29.03.2015
Rok temu z okładem przejechałem się do Nowego Dworu Maz. po wale wiślanym. Ścieżka biegnąca po wale spodobała mi się bardzo i chciałem kiedyś tę trasę powtórzyć. Nadszedł dzień wolny, temperatura znośna i, co najważniejsze, wiatr północny, czyli najpierw w twarz, potem w plecy. Wszystko to zdecydowało o pofatygowaniu się do NDM.
Po minięciu wykostkownego odcinka wału ścieżka zaczyna wyglądać tak:
Potem robi się węższa, przyjmując kształt rynny:
Kilkukrotnie udało mi się zaczepić pedałami o brzegi ścieżynki.
Biegnie sobie dalej, w pewnym momencie przecinając poniemieckie stanowisko ckm z II wojny światowej:
W drodze do NDM mijałem rezerwat Ławice Kiełpińskie, a w nim Bobrowe Oczko:
Nazwę tego konkretnego bajorka zaczerpnąłem z czeluści internetu. Na znalezionym zdjęciu był ten sam zbiornik, właśnie tak podpisany.
Gdy w Rajszewie wyjechałem na asfalt, uderzył mnie w twarz solidny wiatr. Zjechałem na przystanek, przyodziałem żarówiastą kamizelkę i poleciałem (18km/h ) przed siebie. Moja uwaga była skupiona na tym, co już niebawem miało się wydarzyć...Jechałem wpatrzony w licznik, czasami zerkając na drogę...i w Skierdach
nagle...
widzę...
to:
Tyle mam udokumentowanego przebiegu od 12.X.2013 :)))
Do Nowego Dworu zostało mi już tylko kilka km, które wymęczyłem, jadą cały czas pod wiatr. Ale na moście przez Wisłę nastąpił zwrot o 180*. Wiatr w plecy, tempo bardzo fajne, osiągane bez większego wysiłku. I tak to ta przyjemność trwała aż do Chomiczówki, gdzie zakończyłem trasę.
Tędy pomykałem:
Sprawy rowerowe, acz niejazdowe. Zebrałem się w sobie, zaparłem i nic...Kaseta trzymała się, jak przyspawana. W końcu, opukując koniec klucza młotkiem, udało mi się ruszyć nakrętkę. Dzięki temu Merida dostała kasetę HG50 (zamiast HG40, †5353 km) oraz łańcuch KMC X8.93 (był HG91, †4434 km).
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po minięciu wykostkownego odcinka wału ścieżka zaczyna wyglądać tak:
Potem robi się węższa, przyjmując kształt rynny:
Kilkukrotnie udało mi się zaczepić pedałami o brzegi ścieżynki.
Biegnie sobie dalej, w pewnym momencie przecinając poniemieckie stanowisko ckm z II wojny światowej:
W drodze do NDM mijałem rezerwat Ławice Kiełpińskie, a w nim Bobrowe Oczko:
Nazwę tego konkretnego bajorka zaczerpnąłem z czeluści internetu. Na znalezionym zdjęciu był ten sam zbiornik, właśnie tak podpisany.
Gdy w Rajszewie wyjechałem na asfalt, uderzył mnie w twarz solidny wiatr. Zjechałem na przystanek, przyodziałem żarówiastą kamizelkę i poleciałem (18km/h ) przed siebie. Moja uwaga była skupiona na tym, co już niebawem miało się wydarzyć...Jechałem wpatrzony w licznik, czasami zerkając na drogę...i w Skierdach
nagle...
widzę...
to:
Tyle mam udokumentowanego przebiegu od 12.X.2013 :)))
Do Nowego Dworu zostało mi już tylko kilka km, które wymęczyłem, jadą cały czas pod wiatr. Ale na moście przez Wisłę nastąpił zwrot o 180*. Wiatr w plecy, tempo bardzo fajne, osiągane bez większego wysiłku. I tak to ta przyjemność trwała aż do Chomiczówki, gdzie zakończyłem trasę.
Tędy pomykałem:
Sprawy rowerowe, acz niejazdowe. Zebrałem się w sobie, zaparłem i nic...Kaseta trzymała się, jak przyspawana. W końcu, opukując koniec klucza młotkiem, udało mi się ruszyć nakrętkę. Dzięki temu Merida dostała kasetę HG50 (zamiast HG40, †5353 km) oraz łańcuch KMC X8.93 (był HG91, †4434 km).
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
60.10 km (14.00 km teren), czas: 02:50 h, avg:21.21 km/h,
prędkość maks: 48.01 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
DPD z dookolnym powrotem
Piątek, 27 marca 2015 | dodano: 27.03.2015
Do pracy śmigałem standardową drogą, ale wracałem trasą mostową, czyli Siekierkowski - Północny. Mało mi było wczoraj jeżdżenia, więc dziś, choć po części, nadrobiłem braki z dnia poprzedniego. Wychodząc z pracy zerknąłem na niebo. Ujrzawszy ciemne chmury nad Żoliborzem, wahałem się tylko przez moment. Wsiadłem na rower i pojechałem w stronę Siekierkowskiego, myśląc, że nie po raz pierwszy zmoknę. I rzeczywiście, trochę pokropiło, ale nie tak intensywnie abym musiał zakładać nieprzemakalne portki. Z mostu poleciałem wzdłuż Wału M.. Zjazd na ścieżkę nad Wisłą, z nadzieją, że krzaczory chociaż trochę osłonią przed wiatrem; ale gdzie tam! Wycinki, ścinki pielęgnacyjne przetrzebiły krzaki po całości. Dalej dęło w gębę. Ścieżka na całej długości ucywilizowana, opalikowana na obrzeżach, wysypana szutrem, jeszcze nie do końca stwardniałym. Zdecydowanie wolałem jej wcześniejszą wersję.
Między Grotem i Północnym, jadąc wzdłuż Wisłostrady przemknęła mi myśl, że mógłbym wracać przez NDM. To w końcu nie jest tak daleko...Po trzech powiewach prosto w twarz pożegnałem się z takim pomysłem i obrałem kurs na dom.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Między Grotem i Północnym, jadąc wzdłuż Wisłostrady przemknęła mi myśl, że mógłbym wracać przez NDM. To w końcu nie jest tak daleko...Po trzech powiewach prosto w twarz pożegnałem się z takim pomysłem i obrałem kurs na dom.
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
48.03 km (9.00 km teren), czas: 02:24 h, avg:20.01 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Lasek Bielański z Arkiem
Niedziela, 8 marca 2015 | dodano: 09.03.2015
Tak na szybko wyskoczyliśmy do Lasku Bielańskiego. Obejrzeliśmy tajemnicze schody i pojawiła się nowa teoria. Tym razem moje najmłodsze wydedukowało, że te schody mogą byc pozostałością schronu wraz ze strzelnicą, położoną na wysokości stopni. Po obejrzeniu schodów szybki odwrót, bo: była to pierwsza Arkowa jazda po zimie oraz zaczynało zmierzchać.
Nauka jazdy ulicami wypadła nam lepiej niż w ubiegłym roku. Na początek wybrałem mało ruchliwe drogi i tym razem obyło się bez strachu przed jadącymi samochodami. Dziecię nawet zauważyło, że po ulicy jedzie się wygodniej niż po chodniku. Duży plus dla niego.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nauka jazdy ulicami wypadła nam lepiej niż w ubiegłym roku. Na początek wybrałem mało ruchliwe drogi i tym razem obyło się bez strachu przed jadącymi samochodami. Dziecię nawet zauważyło, że po ulicy jedzie się wygodniej niż po chodniku. Duży plus dla niego.
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
9.09 km (0.00 km teren), czas: 00:42 h, avg:12.99 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
DPD + miłe spotkanie
Wtorek, 24 lutego 2015 | dodano: 24.02.2015
Dawno temu, bo chyba drugiego lutego, na Powstańców mijałem się z rowerzystką. Jechała na żółto-czarnym Wheelerze. Coś mi wówczas zaświtało (może kobiecy instynkt podpowiadał), że to może jest Jolapm. I z takim przeświadczeniem pojechałem dalej, przed siebie. Dziś jechałem niespiesznie (do pracy), przejeżdżałem przez Maczka i zanim zobaczyłem szczegóły roweru,rozpoznałem twarz bajkerki widzianej 3 tygodnie temu. Nie wytrzymałem i spytałem " Pani Jola?". Po twierdzącej odpowiedzi musiałem wyjaśnić, dlaczego zaczepiam. Po zamienieniu kilkunastu zdań, każde z nas pojechało w swoją stronę. Uważam, że warto było odezwać się i poznać bardzo sympatyczną osobę, której wpisy są należą do moich codziennych lektur obowiązkowych.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
24.96 km (0.00 km teren), czas: 01:18 h, avg:19.20 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Lasek Bielański
Piątek, 20 lutego 2015 | dodano: 21.02.2015
Moja żona spacerując z wypożyczonym dzieckiem po Lesie Bielańskim odkryła tajemnicze schody.
Następnego dnia razem udaliśmy się na eksplorację terenu.
Sfotografowałem je,
i zaczęliśmy zastanawiać się po czym są pozostałością. Padały różne propozycje: resztki osiedla carskich wojaków, umocnienia fortu znajdującego się nieopodal, dworek mieszczucha, wspomnienie po Parku Kultury, zlikwidowanym ostatecznie w 1986. Ale grzebiąc w Internetach zaczęło nam się klarować rozwiązanie tej zagadki. Obstawiamy, że tyle zostało z Parku Kultury. Wspomnienia przeczytane i wysłuchane na szybko, przekonały nas, że w tym miejscu znajdowała się najbardziej znana ówczesna imprezownia Warszawy ze słynną karuzelą na Bielanach, budki z piwem i oranżadą zamykaną na drucik. Fukcjonowała także scena, która wystąpiła w filmie "Irena do domu". Chcąc zweryfikować prawidłowośc swoich dociekań, obejrzałem fragment filmu, skupiając się przede wszystkim na szukaniu jakiejkolwiek budowli z czterema schodkami.
Nic takiego na filmie nie wypatrzyłem. Za to chodząc po lesie, zmaleźliśmy w odległości ok. 100 m. na północ wielgachny, niski murek ze schodkami. Jego wymiary mogą świadczyć, że były to tzw. "deski", czyli scena amfiteatru. Sam teren przeznaczony na Park Kultury był całkiem spory i wyposażony tak, że dzieci i dorosli nie nudzili się. Przybywali tłumnie, doszczętnie zadeptując przyrodę, zostawiając klepisko. Czala goryczy u ówczesnych ekologów przelała się i postanowiono zlikwidować miejsce zabaw, tworząc w zamian rezerwat. I to jest w zasadzie wszystko, co udało się nam odnaleźć na temat tych schodów z podmurówką. Całe śledztwo ma charakter poszlakowy, więc i pewności brak, że wysnute wnioski są poprawne.
Cała rzecz ma miejsce tutaj (kółkiem zaznaczyłem schody, rombem murek):
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Następnego dnia razem udaliśmy się na eksplorację terenu.
Sfotografowałem je,
i zaczęliśmy zastanawiać się po czym są pozostałością. Padały różne propozycje: resztki osiedla carskich wojaków, umocnienia fortu znajdującego się nieopodal, dworek mieszczucha, wspomnienie po Parku Kultury, zlikwidowanym ostatecznie w 1986. Ale grzebiąc w Internetach zaczęło nam się klarować rozwiązanie tej zagadki. Obstawiamy, że tyle zostało z Parku Kultury. Wspomnienia przeczytane i wysłuchane na szybko, przekonały nas, że w tym miejscu znajdowała się najbardziej znana ówczesna imprezownia Warszawy ze słynną karuzelą na Bielanach, budki z piwem i oranżadą zamykaną na drucik. Fukcjonowała także scena, która wystąpiła w filmie "Irena do domu". Chcąc zweryfikować prawidłowośc swoich dociekań, obejrzałem fragment filmu, skupiając się przede wszystkim na szukaniu jakiejkolwiek budowli z czterema schodkami.
Nic takiego na filmie nie wypatrzyłem. Za to chodząc po lesie, zmaleźliśmy w odległości ok. 100 m. na północ wielgachny, niski murek ze schodkami. Jego wymiary mogą świadczyć, że były to tzw. "deski", czyli scena amfiteatru. Sam teren przeznaczony na Park Kultury był całkiem spory i wyposażony tak, że dzieci i dorosli nie nudzili się. Przybywali tłumnie, doszczętnie zadeptując przyrodę, zostawiając klepisko. Czala goryczy u ówczesnych ekologów przelała się i postanowiono zlikwidować miejsce zabaw, tworząc w zamian rezerwat. I to jest w zasadzie wszystko, co udało się nam odnaleźć na temat tych schodów z podmurówką. Całe śledztwo ma charakter poszlakowy, więc i pewności brak, że wysnute wnioski są poprawne.
Cała rzecz ma miejsce tutaj (kółkiem zaznaczyłem schody, rombem murek):
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
12.90 km (0.00 km teren), czas: 00:44 h, avg:17.59 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tak jak wczoraj, ale dłużej
Sobota, 14 lutego 2015 | dodano: 15.02.2015
Znowu lutowa wiosna okazała się niezawodna. Temperatura dociągnęła do 9*C, a i wiatru też nie było. Zechciałem powtórzyć drogę z dnia poprzedniego, ale tym razem wydłużając ją i nawiedzjąc gminy Ząbki, Zielonka, Kobyłka, Radzymin i dogłębniej Marki.
Naprawdę podoba mi się droga dla rowerów poprowadzona wzdłuż Trasy Toruńskiej. Szczególnie lubię ten fragment i większą radochę mam podjeżdżając.
W tle widać zjazd z TT na Wysockiego.
Po terenowej jeździe asfaltami Ząbek i Zielonki dotarłem nad Horowe Bagno. Tam, ze względu na fatalne oznakowanie szlaku/ brak własnej orientacji w terenie, eksplorowałem las dogłębniej, niż pierwotnie planowałem.
Ta rzeczka latem, pośród zieloności, musi wyglądać cudnie:
Prawdę mówiąc, nie jestem pewien czy nie jest to rów melioracyjny. Ma przebieg prostoliniowy, z innymi ciekami łączy się pod kątem
i takoż skręca.
Czekała mnie przeprawa przez wąski, kruchy i chybotliwy most.
Na szczęście obyło się bez ofiar.
W końcu dotarłem do miejsca, gdzie jechać się nie dało. Ostro pod górę, po piachu i lodzie. Przejechałem może 5 metrów, gdy tylne koło zabuksowało i ... spacer.
Dotarłem na szczyt i ujrzałem:
zjazd po piachu, kolejną zapiaszczoną górkę i drogę przetykaną bagienkami. Te na szczęście jeszcze nie rozmarzły, więc przeszedłem suchą nogą. Dalej zielony szlak rowerowy wiódł przez miejsce wycinki. Musiałem iść objazdem przez krzaczory, bo ścieżyna zawalona była ściętymi gałęziami i młodymi drzewkami. Kawałek dalej szlak poprowadzono po ludzku czyli drogą, a nie po ścieżkach :P. Mimo oznakowania skręcającego szlaku do rezerwatu Horowe Bagno, nie skusiłem się, gdyż znowu całość była zawalona odpadami powycinkowymi.
Samej drogi nie sfotografowałem. Po prostu utonąłbym w tej drodze, gdybym zatrzymał się. Fotę dopiero zrobiłem gdy miałem grunt pod nogami (czyt. asfalt).
Przyjechałem błotem, widocznym na zdjęciu na wprost. I podobnie wyglądała droga w lesie.
I tak oto dotarłem do ulicy Dworkowej w Kobyłce, skąd jak cywilizowany człowiek pomknąłem asfaltami przez Nadmę do Marek.
Dopiero tu stał znak informujący o gminie, chociaż Nadma też należy do gminy Radzymin.
Przeprawiłem się piechotą przez "ósemkę".W Markach, w myjni, za 2 zł, zmyłem błoto z roweru.
Uważałem, żeby strumienia nie kierować na łożyska.
Okazało się, że niepotrzebnie zainwestowałem w mycie, albowiem ul. Spacerowa niewiele się różni od Dworkowej. Błoto było tak samo lepkie, lecz płytsze ( ok. 2cm), ale za to przez kilka kilometrów.
W końcu dotarłem do Trasy Toruńskiej. I po twardym, niezabłoconym, wróciłem do domu. Wracając, dziwiłem się, że mimo popołudnia, temperatury 9*C, miejsca położone w cieniu, są ciągle pokryte szronem.
Tędy jechałem i spacerowałem:
PS. Zwłoki BMW zostały już sprzątnięte.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Naprawdę podoba mi się droga dla rowerów poprowadzona wzdłuż Trasy Toruńskiej. Szczególnie lubię ten fragment i większą radochę mam podjeżdżając.
W tle widać zjazd z TT na Wysockiego.
Po terenowej jeździe asfaltami Ząbek i Zielonki dotarłem nad Horowe Bagno. Tam, ze względu na fatalne oznakowanie szlaku/ brak własnej orientacji w terenie, eksplorowałem las dogłębniej, niż pierwotnie planowałem.
Ta rzeczka latem, pośród zieloności, musi wyglądać cudnie:
Prawdę mówiąc, nie jestem pewien czy nie jest to rów melioracyjny. Ma przebieg prostoliniowy, z innymi ciekami łączy się pod kątem
i takoż skręca.
Czekała mnie przeprawa przez wąski, kruchy i chybotliwy most.
Na szczęście obyło się bez ofiar.
W końcu dotarłem do miejsca, gdzie jechać się nie dało. Ostro pod górę, po piachu i lodzie. Przejechałem może 5 metrów, gdy tylne koło zabuksowało i ... spacer.
Dotarłem na szczyt i ujrzałem:
zjazd po piachu, kolejną zapiaszczoną górkę i drogę przetykaną bagienkami. Te na szczęście jeszcze nie rozmarzły, więc przeszedłem suchą nogą. Dalej zielony szlak rowerowy wiódł przez miejsce wycinki. Musiałem iść objazdem przez krzaczory, bo ścieżyna zawalona była ściętymi gałęziami i młodymi drzewkami. Kawałek dalej szlak poprowadzono po ludzku czyli drogą, a nie po ścieżkach :P. Mimo oznakowania skręcającego szlaku do rezerwatu Horowe Bagno, nie skusiłem się, gdyż znowu całość była zawalona odpadami powycinkowymi.
Samej drogi nie sfotografowałem. Po prostu utonąłbym w tej drodze, gdybym zatrzymał się. Fotę dopiero zrobiłem gdy miałem grunt pod nogami (czyt. asfalt).
Przyjechałem błotem, widocznym na zdjęciu na wprost. I podobnie wyglądała droga w lesie.
I tak oto dotarłem do ulicy Dworkowej w Kobyłce, skąd jak cywilizowany człowiek pomknąłem asfaltami przez Nadmę do Marek.
Dopiero tu stał znak informujący o gminie, chociaż Nadma też należy do gminy Radzymin.
Przeprawiłem się piechotą przez "ósemkę".W Markach, w myjni, za 2 zł, zmyłem błoto z roweru.
Uważałem, żeby strumienia nie kierować na łożyska.
Okazało się, że niepotrzebnie zainwestowałem w mycie, albowiem ul. Spacerowa niewiele się różni od Dworkowej. Błoto było tak samo lepkie, lecz płytsze ( ok. 2cm), ale za to przez kilka kilometrów.
W końcu dotarłem do Trasy Toruńskiej. I po twardym, niezabłoconym, wróciłem do domu. Wracając, dziwiłem się, że mimo popołudnia, temperatury 9*C, miejsca położone w cieniu, są ciągle pokryte szronem.
Tędy jechałem i spacerowałem:
PS. Zwłoki BMW zostały już sprzątnięte.
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
60.44 km (6.00 km teren), czas: 03:20 h, avg:18.13 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)