- Kategorie:
- >100 km.7
- Nie sam.6
- Terra incognita.5
Wpisy archiwalne w kategorii
Nie sam
Dystans całkowity: | 382.18 km (w terenie 38.00 km; 9.94%) |
Czas w ruchu: | 19:16 |
Średnia prędkość: | 18.28 km/h |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 63.70 km i 3h 51m |
Więcej statystyk |
Wyszków - Wieliszew
Sobota, 13 maja 2017 | dodano: 14.05.2017Kategoria Nie sam, Terra incognita
Po długich namowach pojechałem pięknymi, nadbużańskimi drogami. Ruch samochodów nieduży bądź minimalny. Asfalty w całkiem niezłym stanie, a i czasami wiatr w plecy. Widoki cudne, powodujące oderwanie od warszawskiej rzeczywistości.
Jednak nie te wszystkie pozytywy były dla mnie najmilsze. Największe wrażenie zrobił na mnie Arek. Przez całą drogę nie wykazywał żadnych oznak zmęczenia, droga mu się bardzo podobała. Porównał zwiedzanie rowerem z jazdą samochodem i przyznał, że z samochodu wielu rzeczy nie widział. Jako przykład podał gniazdo bociana, któremu mógł sie uważnie przyjrzeć, klucz łabędzi przelatujący nad Bugiem.
Gdy zasiedliśmy w SKMce dziecko zaczęło przeżywać całą trasę od początku i aż miło było słuchać jego zachwytów.
Dojechaliśmy na Zachodni i nie wycisnąłem pauzy w endomondo, więc wykres pokazuje, że pociągiem dojechaliśmy pod sam blok. Dane wycieczki wprowadziłem ręcznie, na podstawie licznika.
Dworzec Wileński - zaczynamy © tabcio"
Drewniana chałupa w Tłuszczu © tabcio"
Drewniane chałupy w Tłuszczu © tabcio"
Most kolejowy w Wyszkowie - widok ogólny
Wyszkowski most kolejowy - szczegóły
Arek leczy poupadkowe rany © tabcio"
Nazwa miejscowości i precyzyjny opis © tabcio"
Jak wynika z opisu na tablicy, z Wyszkowa wyjechaliśmy połowicznie. Po lewej stronie drogi był nadal Wyszków.
Dobrze ubita gruntówka pozwoliła przejechać bez zarzucania tyłem
Polna droga została przerwana, tak na oko, kilometrowym odcinkiem nowego asfaltu.
Postój poświęcony kontemplacji widoków
Typowy dla Mazowsza widoczek
Sielsko-anielsko
Do Narwi coraz bliżej
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Jednak nie te wszystkie pozytywy były dla mnie najmilsze. Największe wrażenie zrobił na mnie Arek. Przez całą drogę nie wykazywał żadnych oznak zmęczenia, droga mu się bardzo podobała. Porównał zwiedzanie rowerem z jazdą samochodem i przyznał, że z samochodu wielu rzeczy nie widział. Jako przykład podał gniazdo bociana, któremu mógł sie uważnie przyjrzeć, klucz łabędzi przelatujący nad Bugiem.
Gdy zasiedliśmy w SKMce dziecko zaczęło przeżywać całą trasę od początku i aż miło było słuchać jego zachwytów.
Dojechaliśmy na Zachodni i nie wycisnąłem pauzy w endomondo, więc wykres pokazuje, że pociągiem dojechaliśmy pod sam blok. Dane wycieczki wprowadziłem ręcznie, na podstawie licznika.
Dworzec Wileński - zaczynamy © tabcio"
Drewniana chałupa w Tłuszczu © tabcio"
Drewniane chałupy w Tłuszczu © tabcio"
Most kolejowy w Wyszkowie - widok ogólny
Wyszkowski most kolejowy - szczegóły
Arek leczy poupadkowe rany © tabcio"
Nazwa miejscowości i precyzyjny opis © tabcio"
Jak wynika z opisu na tablicy, z Wyszkowa wyjechaliśmy połowicznie. Po lewej stronie drogi był nadal Wyszków.
Dobrze ubita gruntówka pozwoliła przejechać bez zarzucania tyłem
Polna droga została przerwana, tak na oko, kilometrowym odcinkiem nowego asfaltu.
Postój poświęcony kontemplacji widoków
Typowy dla Mazowsza widoczek
Sielsko-anielsko
Do Narwi coraz bliżej
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
71.27 km (8.00 km teren), czas: 03:59 h, avg:17.89 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Żyrardów - Skierniewice
Sobota, 25 marca 2017 | dodano: 08.04.2017Kategoria Terra incognita, Nie sam
Umówiłem się przez zarejestrowany, antyterrorystyczny numer na 9:46. Żeby zdążyć do Włoch gnałem przez ponury żart, oficjalnie zwany drogą dla rowerów wzdłuż Powstańców Śląskich. Mimo przeciwności losu byłem na czas.
Warszawa - Włochy © tabcio
Pogoda piękna, słoneczko przygrzewało i nic, oprócz prognoz, nie wskazywało, że taki stan rzeczy może ulec zmianie.
Rowery w podróży :) © tabcio
Po niecałej godzinie byliśmy na miejscu.
Żyrardowski dworzec © tabcio
Spod dworca do Biedronki i na świetny kebab - mój pierwszy posiłek tego dnia." />
Kebaby występowały w rozmiarze nawet XLL :P
Po otrzymaniu kebaba powiedziałem:
شكرا ,
na co w odpowiedzi usłyszałem:
أنا لا أعرف ما قاله
Najadłem się i wyruszyliśmy przed siebie ulicą 1. Maja.
Ul. 1. Maja - miło,że się uchowała © tabcio" />
Kilka lat temu, nim wybudowano obwodnicę, biegł nią cały ruch tranzytowy. tysiące ciężarówek przez całą dobę przewalały się w odległości paru metrów od mieszkań. Mieszkańcom zawsze współczułem tego huku i prób włączenia się do ruchu.
Współczułem jeszcze jednego. Mieszkania w najbrzydszym mieście Polski. Przejeżdżałem przez Żyrardów kilkadziesiąt razy, za każdym razem z tym samym uczuciem przygnębienia, wywołanego brudnymi, zaniedbanymi kamienicami, ponuro na mnie spoglądającymi. Wówczas budynki, ulice postrzegałem w odcieniach koloru ciemnoszarego. Wszystko było dołujące, a pobyt w Żyrardowie porównywałem z zesłaniem.
Ruina przy głównej ulicy © tabcio" />
Zmieniło się moje spojrzenie na to miasto po krótkim zwiedzaniu na rowerze i trochę per pedes. Bliższy kontakt z kamienicami zaowocował odkryciem w nich piękna, mimo zaniedbania, bądź nawet obracania się w ruinę.
Na rynku zrobiliośmy postój, coby pokontemplować nieźle utrzymane budynki (siedzibę Rady Narodowej, ratusz).
Katedra © tabcio" />
Na wprost ratusza kolejny zadbany budynek © tabcio" />
" />
Paręset metrów dalej ogłosiłem następny postój. Padło na Diettricha i Nowy Świat. Jeden z nas spacerował po okolicy, drugi pilnował dobytku.
" />
" />
" />
" />
Nieistniejące od 2005 zakłady pończosznicze "Stella". Kolejna ruina mająca potencjał i urodę. Strasznie mi szkoda, że tak piękne i historyczne budynki marnieją i obracają się w nicość.
" />
" />
" />
" />
" />
Teraz budynek położony naprzeciw "Stelli". Nie wiem czym był zanim stał się ruderą. Jego też mi szkoda i serce mi się kraje, gdy patrzę nań.
" />
" />
" />
Park (bez zdjęć) zadbany i sympatyczny, takoż i niektóre uliczki.
" />
Teren zakładów lniarskich.
" />
Skończyliśmy plątanie się po Żyrardowie. Jeszcze tylko ostatni rzut okiem
" />
i wyjechaliśmy.
" />
Droga początkowo biegła zgodnie z radami Wujka ToMiego. Potem jednak musiałem skorygować trasę ze względu na znowu otarte pachwiny, czyli koniec przygody z Puszczą Bolimowską, za to witajcie niesympatyczne asfalty.
" />
" />
" />
" />
" />
" />
Parę zdjęć autorstwa Maćka.
" />
/>
W tym rejonie próbowaliśmy dowiedzieć się, kto obudził dzięcioła. Niestety z braku koordynatów ponieśliśmy klęskę. Droga zjeżdżona trzykrotnie i bez rezultatu. Nie znaleźliśmy dzięciolego M3/M2.
W tym miejscu był chyba tysięczny postój mający zapewnić moim pachwinom chwilę wytchnienia. Tak serio, to byłem w stanie przejechać ciurkiem od jednego do trzech kilometrów, pokonując ból.
Przelecieliśmy Samice
" />
zrobiliśmy fotopostój
"
opuszczona, a naprzeciwko
" />
" />
Pomimo niesprzyjających okoliczności przyrody w końcu dotarliśmy. Niestraszny okazał się miejscami silny, miejscami lodowaty, ale zawsze w twarz, wiatr.
Jeszcze zerknięcie w stronę Warszawy i po dwudziestu minutach odjazd.
" />
Po godzinie Warszawa - Włochy i, jakby było mi mało zimnego wiatru, deszcz na przywitanie. Na moje szczęście lało, gdy byłem w rejonie tuneli. Już, już chciałem zrejterować (bo byłem zmarznięty i powoli przemakałem) i wrócić tramwajem, lecz przestało lać przy Połczyńskiej. Decyzja była prosta. 6 km do domu na rowerze. Z jednym postojem dla zapewnienia komfortu pachwinom.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Warszawa - Włochy © tabcio
Pogoda piękna, słoneczko przygrzewało i nic, oprócz prognoz, nie wskazywało, że taki stan rzeczy może ulec zmianie.
Rowery w podróży :) © tabcio
Po niecałej godzinie byliśmy na miejscu.
Żyrardowski dworzec © tabcio
Spod dworca do Biedronki i na świetny kebab - mój pierwszy posiłek tego dnia." />
Kebaby występowały w rozmiarze nawet XLL :P
Po otrzymaniu kebaba powiedziałem:
شكرا ,
na co w odpowiedzi usłyszałem:
أنا لا أعرف ما قاله
Najadłem się i wyruszyliśmy przed siebie ulicą 1. Maja.
Ul. 1. Maja - miło,że się uchowała © tabcio" />
Kilka lat temu, nim wybudowano obwodnicę, biegł nią cały ruch tranzytowy. tysiące ciężarówek przez całą dobę przewalały się w odległości paru metrów od mieszkań. Mieszkańcom zawsze współczułem tego huku i prób włączenia się do ruchu.
Współczułem jeszcze jednego. Mieszkania w najbrzydszym mieście Polski. Przejeżdżałem przez Żyrardów kilkadziesiąt razy, za każdym razem z tym samym uczuciem przygnębienia, wywołanego brudnymi, zaniedbanymi kamienicami, ponuro na mnie spoglądającymi. Wówczas budynki, ulice postrzegałem w odcieniach koloru ciemnoszarego. Wszystko było dołujące, a pobyt w Żyrardowie porównywałem z zesłaniem.
Ruina przy głównej ulicy © tabcio" />
Zmieniło się moje spojrzenie na to miasto po krótkim zwiedzaniu na rowerze i trochę per pedes. Bliższy kontakt z kamienicami zaowocował odkryciem w nich piękna, mimo zaniedbania, bądź nawet obracania się w ruinę.
Na rynku zrobiliośmy postój, coby pokontemplować nieźle utrzymane budynki (siedzibę Rady Narodowej, ratusz).
Katedra © tabcio" />
Na wprost ratusza kolejny zadbany budynek © tabcio" />
" />
Paręset metrów dalej ogłosiłem następny postój. Padło na Diettricha i Nowy Świat. Jeden z nas spacerował po okolicy, drugi pilnował dobytku.
" />
" />
" />
" />
Nieistniejące od 2005 zakłady pończosznicze "Stella". Kolejna ruina mająca potencjał i urodę. Strasznie mi szkoda, że tak piękne i historyczne budynki marnieją i obracają się w nicość.
" />
" />
" />
" />
" />
Teraz budynek położony naprzeciw "Stelli". Nie wiem czym był zanim stał się ruderą. Jego też mi szkoda i serce mi się kraje, gdy patrzę nań.
" />
" />
" />
Park (bez zdjęć) zadbany i sympatyczny, takoż i niektóre uliczki.
" />
Teren zakładów lniarskich.
" />
Skończyliśmy plątanie się po Żyrardowie. Jeszcze tylko ostatni rzut okiem
" />
i wyjechaliśmy.
" />
Droga początkowo biegła zgodnie z radami Wujka ToMiego. Potem jednak musiałem skorygować trasę ze względu na znowu otarte pachwiny, czyli koniec przygody z Puszczą Bolimowską, za to witajcie niesympatyczne asfalty.
" />
" />
" />
" />
" />
" />
Parę zdjęć autorstwa Maćka.
" />
/>
W tym rejonie próbowaliśmy dowiedzieć się, kto obudził dzięcioła. Niestety z braku koordynatów ponieśliśmy klęskę. Droga zjeżdżona trzykrotnie i bez rezultatu. Nie znaleźliśmy dzięciolego M3/M2.
W tym miejscu był chyba tysięczny postój mający zapewnić moim pachwinom chwilę wytchnienia. Tak serio, to byłem w stanie przejechać ciurkiem od jednego do trzech kilometrów, pokonując ból.
Przelecieliśmy Samice
" />
zrobiliśmy fotopostój
"
opuszczona, a naprzeciwko
" />
" />
Pomimo niesprzyjających okoliczności przyrody w końcu dotarliśmy. Niestraszny okazał się miejscami silny, miejscami lodowaty, ale zawsze w twarz, wiatr.
Jeszcze zerknięcie w stronę Warszawy i po dwudziestu minutach odjazd.
" />
Po godzinie Warszawa - Włochy i, jakby było mi mało zimnego wiatru, deszcz na przywitanie. Na moje szczęście lało, gdy byłem w rejonie tuneli. Już, już chciałem zrejterować (bo byłem zmarznięty i powoli przemakałem) i wrócić tramwajem, lecz przestało lać przy Połczyńskiej. Decyzja była prosta. 6 km do domu na rowerze. Z jednym postojem dla zapewnienia komfortu pachwinom.
Rower:
Dane wycieczki:
49.53 km (6.00 km teren), czas: 03:10 h, avg:15.64 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Prawie Okrzeszyn
Niedziela, 20 listopada 2016 | dodano: 23.11.2016Kategoria Nie sam
Prawie, bo Maciek byłm ograniczony czasowo. Na wysokości Wysp Zawadowskich musieliśmy zrobić zawrotkę. Powrót upłynął mi pod znakiem bolącego tyłka i zdziwienia, że tak nieduży dystans mógł wywołać tak spory dyskomfort.
Dopiero następnego dnia sprawa się wyjaśniła. Zebrałem się przed piątą rano do pracy i śmignąłem pod wiatr. Jechało się boleśnie. Odwłok dalej bolał i z każdym metrem coraz bardziej. Po równie bolesnym powrocie do domu, okazało się, że poprzedniego dnia gacie zrobiły mi rany w pachwinach.
Prawdę mówiąc, ulżyło mi, gdy okazało się, że to tylko rany, a nie odzwyczajenie od siodełka.
Latem były tu bezpłatne rowery wodne, teraz są koparki. Fosa fortu Bema.
Budowa wyniesionego skrzyżowania. Broniewskiego/ Braci Załuskich.
Przejazd dla rowerów. Międzyparkowa.
Nadpobudliwe dziki szalały na odcinku kilkuset metrów. WałAugustowski. Zawadowski. Nie wiem, skąd mi się to wzięło?
Kontrola czasu i zawrotka. Prawie Okrzeszyn.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dopiero następnego dnia sprawa się wyjaśniła. Zebrałem się przed piątą rano do pracy i śmignąłem pod wiatr. Jechało się boleśnie. Odwłok dalej bolał i z każdym metrem coraz bardziej. Po równie bolesnym powrocie do domu, okazało się, że poprzedniego dnia gacie zrobiły mi rany w pachwinach.
Prawdę mówiąc, ulżyło mi, gdy okazało się, że to tylko rany, a nie odzwyczajenie od siodełka.
Latem były tu bezpłatne rowery wodne, teraz są koparki. Fosa fortu Bema.
Budowa wyniesionego skrzyżowania. Broniewskiego/ Braci Załuskich.
Przejazd dla rowerów. Międzyparkowa.
Nadpobudliwe dziki szalały na odcinku kilkuset metrów. Wał
Kontrola czasu i zawrotka. Prawie Okrzeszyn.
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
55.18 km (5.00 km teren), czas: 03:06 h, avg:17.80 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ożarów
Sobota, 5 listopada 2016 | dodano: 23.11.2016Kategoria Nie sam
Tym razem we trzech: Arek, Maciek i ja. Wyprawa do Ożarowa nie była spowodowana jakimiś nadzwyczajnymi urokami tego miasteczka. Powód był bardzo prozaiczny. Maćkowa firma niebawem tam się przenosi i chciał chłopak zobaczyć jaki ma dojazd od siebie.
Wykorzystałem sytuację, że przed jazdą wpadł do mnie na kawę i wymyśliłem, że jazdę zaczniemy od fortu Radiowo. Pomysł spotkał się z aplauzem i wyruszyliśmy. Po obejrzeniu chaszczy, paintbolowców i ruin obraliśmy kurs na Ożarów. Nim trafiliśmy we właściwą drogę, czekała nas przeprawa przez ciernie, a detalicznie maliny. Pomyliłem dziury w płocie i zamiast wyjść na dróżkę wpakowaliśmy się w maliny. Bez żadnej ścieżki. O!
Dziecię trochę jojczyło, ale i tak dzielnie podążał za tatusiem. Wreszcie dotarliśmy do drożyny w Łosiowych Błotach i pomimo wiatru pomknęliśmy przed siebie.
Gdy emeryckim tempem pędziliśmy techniczną wzdłuż autostrady, odkryłem, gdzie odbywa się kontrola czasu.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wykorzystałem sytuację, że przed jazdą wpadł do mnie na kawę i wymyśliłem, że jazdę zaczniemy od fortu Radiowo. Pomysł spotkał się z aplauzem i wyruszyliśmy. Po obejrzeniu chaszczy, paintbolowców i ruin obraliśmy kurs na Ożarów. Nim trafiliśmy we właściwą drogę, czekała nas przeprawa przez ciernie, a detalicznie maliny. Pomyliłem dziury w płocie i zamiast wyjść na dróżkę wpakowaliśmy się w maliny. Bez żadnej ścieżki. O!
Dziecię trochę jojczyło, ale i tak dzielnie podążał za tatusiem. Wreszcie dotarliśmy do drożyny w Łosiowych Błotach i pomimo wiatru pomknęliśmy przed siebie.
Gdy emeryckim tempem pędziliśmy techniczną wzdłuż autostrady, odkryłem, gdzie odbywa się kontrola czasu.
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
30.05 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Cel: Grochalskie Piachy
Sobota, 18 czerwca 2016 | dodano: 19.06.2016Kategoria Nie sam, Terra incognita
Ponownie, dzięki KoledzeZPracy, nie spędziłem soboty w domu, tym razem na rozpamiętywaniu swojego zmęczenia, lecz się zmotywowałem. Pierwsza wersja zakładała jazdę do Tłuszcza pociągiem i stamtąd przez Łochów na Wyszków i Serock. Jednak moje poranne zmęczenie skorygowało te plany i wyjechaliśmy w przeciwną stronę chwilę przed 15:00.
Czasu mało do wieczora, cel odległy, więc po Biedronce lecimy w drogę. Brak czasu nie przeszkodził nam w utrzymywaniu zrównoważonego, czyli emeryckiego, tempa.
Smutno mi się zrobiło, gdy dojechaliśmy do ścieżki wśród brzózek i okazało się, że trzy poległy w piątek. Wyrwane z korzeniami!
Do Truskawia jazda spokojnymi asfaltami, z lekkim wiaterkiem. Za Truskawiem jazda bardziej terenowa niż zwykle, bo droga została utwardzona (?) tłuczniem. W ten sposób powstały jeszcze większe dziury niż w gruntówce. Jazda po poboczu przypominałaby jazdę po torowisku. Tam leżał tłuczeń zupełnie luzem, nawet bez próby wgniecenia go w grunt. Bruk do Palmir trząsł tak samo jak ten, za przeproszeniem, utwardzony odcinek przed Krzyżem Jerzyków.
Gdy lecieliśmy już asfaltem mijaliśmy się z 800. Rzadki to widok, bo nie dość, że jeździ tylko w łykendy, to jeszcze co półtorej godziny. Wreszcie skręciliśmy do Kaliszek. Tą drogą jechałem raz i wywarła na mnie olbrzymie wrażenie. Nieużywana od lat, kocie łby porastające trawą i mchami, powoli, lecz nieubłaganie znikające pod ziemią i roślinnością.
Z wysokości 1.80 m wygląda tak:
Mimo biegnącej przez większą część drogi ścieżki wzdłuż bruku, telepałem się po kamieniach. Nie było to tak dosadne odczucie jak na palmirskim bruku. Piasek i roślinki w znaczący sposób złagodziły nierówności.
Widok bruku z góry:
O tym, że ta droga była kiedyś używana w normalnym ruchu, świadczy zabytek na betonowym słupie.
Nigdzie nie znalazłem informacji, kiedy została zamknięta. Nawet zdjęć tej pięknej drogi internety nie mają. :(
W Adamówku w końcu zrobiłem zdjęcie drogowskazu wskazującego drogę do miejscowości "Szkoła". Przez tyle lat tablica nie została zmieniona na zgodną z przepisami.
Po asfaltach (nowiutkich!), szutrówkach (równiutkich!) dotarliśmy do lasu kryjącego nasz Cel. pierwsza próba obejrzenia Grochalskich Piachów zakończyła się fiaskiem i spacerem po piasku, wydmach i krzaczorach do asfaltu. Podjechaliśmy kilkaset metrów i jest droga w bok. Po paru metrach miny nam zrzedły, bo na drodze stanął szlaban.
Mieliśmy dylamat, czy postąpić zgodnie z przepisami i pojść do dyżurnego czy wejść jak wszyscy - bokiem.
Zwyciężył plan "B" i naszym oczom ukazały się Grochalskie Piachy.
Naprawdę wywarły na mnie wrażenie. Pustynia Błędowska nie umywa się do nich. Dodatkowo trafiły się na niebie baranki, zamiast ponurych zwalistych chmurzysk, które widzieliśmy dwie godziny wcześniej.
Po kwdransowej kontemplacji widoków zebraliśmy do powrotu. W Dębinie świeżo położony asfalt, wiatr w plecy tylko dodawały animuszu. Pod GSem tamże uprzejmy tubylec spytał, czy chcemy po piwku i oświadczył, że on stawia. Grzecznie podziękowaliśmy i po krótkiej wymianie zdań o meczu przez obydwu panów, pojechaliśmy w stronę domu.
Na trasę powrotną wybraliśmy moją nieulubioną drogę wzdłuż "7". Ostatni raz jechałem nią ok. roku temu i mimo tak długiej przerwy moja niechęć do tej drogi nie zmieniła się. Nie lubię jej i tyle.
W Dąbrowie awaria. Maćkowi pękł jeden z prętów od siodełka. Na szczęście jest to narząd parzysty, czyli Maciek dojechał mając siodełko jednoprętowe. I wytrzymało!
Warto było ruszyć się, zamiast biadolić w domu nad swoim zmęczeniem. Jednak po krótkich postojach czułem, że mam uda, lecz szybko to uczucie mijało. Chwilę po wyruszeniu zapomniałem, że byłem niewyspany. W zasadzie wszystkie poranne dolegliwości minęły wraz z wyruszeniem w drogę. O!
Zapomniałbym. Selfie z zabytkiem w tle.
Tędy tułałem się z emeryckimi szybkościami:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Czasu mało do wieczora, cel odległy, więc po Biedronce lecimy w drogę. Brak czasu nie przeszkodził nam w utrzymywaniu zrównoważonego, czyli emeryckiego, tempa.
Smutno mi się zrobiło, gdy dojechaliśmy do ścieżki wśród brzózek i okazało się, że trzy poległy w piątek. Wyrwane z korzeniami!
Do Truskawia jazda spokojnymi asfaltami, z lekkim wiaterkiem. Za Truskawiem jazda bardziej terenowa niż zwykle, bo droga została utwardzona (?) tłuczniem. W ten sposób powstały jeszcze większe dziury niż w gruntówce. Jazda po poboczu przypominałaby jazdę po torowisku. Tam leżał tłuczeń zupełnie luzem, nawet bez próby wgniecenia go w grunt. Bruk do Palmir trząsł tak samo jak ten, za przeproszeniem, utwardzony odcinek przed Krzyżem Jerzyków.
Gdy lecieliśmy już asfaltem mijaliśmy się z 800. Rzadki to widok, bo nie dość, że jeździ tylko w łykendy, to jeszcze co półtorej godziny. Wreszcie skręciliśmy do Kaliszek. Tą drogą jechałem raz i wywarła na mnie olbrzymie wrażenie. Nieużywana od lat, kocie łby porastające trawą i mchami, powoli, lecz nieubłaganie znikające pod ziemią i roślinnością.
Z wysokości 1.80 m wygląda tak:
Mimo biegnącej przez większą część drogi ścieżki wzdłuż bruku, telepałem się po kamieniach. Nie było to tak dosadne odczucie jak na palmirskim bruku. Piasek i roślinki w znaczący sposób złagodziły nierówności.
Widok bruku z góry:
O tym, że ta droga była kiedyś używana w normalnym ruchu, świadczy zabytek na betonowym słupie.
Nigdzie nie znalazłem informacji, kiedy została zamknięta. Nawet zdjęć tej pięknej drogi internety nie mają. :(
W Adamówku w końcu zrobiłem zdjęcie drogowskazu wskazującego drogę do miejscowości "Szkoła". Przez tyle lat tablica nie została zmieniona na zgodną z przepisami.
Po asfaltach (nowiutkich!), szutrówkach (równiutkich!) dotarliśmy do lasu kryjącego nasz Cel. pierwsza próba obejrzenia Grochalskich Piachów zakończyła się fiaskiem i spacerem po piasku, wydmach i krzaczorach do asfaltu. Podjechaliśmy kilkaset metrów i jest droga w bok. Po paru metrach miny nam zrzedły, bo na drodze stanął szlaban.
Mieliśmy dylamat, czy postąpić zgodnie z przepisami i pojść do dyżurnego czy wejść jak wszyscy - bokiem.
Zwyciężył plan "B" i naszym oczom ukazały się Grochalskie Piachy.
Naprawdę wywarły na mnie wrażenie. Pustynia Błędowska nie umywa się do nich. Dodatkowo trafiły się na niebie baranki, zamiast ponurych zwalistych chmurzysk, które widzieliśmy dwie godziny wcześniej.
Po kwdransowej kontemplacji widoków zebraliśmy do powrotu. W Dębinie świeżo położony asfalt, wiatr w plecy tylko dodawały animuszu. Pod GSem tamże uprzejmy tubylec spytał, czy chcemy po piwku i oświadczył, że on stawia. Grzecznie podziękowaliśmy i po krótkiej wymianie zdań o meczu przez obydwu panów, pojechaliśmy w stronę domu.
Na trasę powrotną wybraliśmy moją nieulubioną drogę wzdłuż "7". Ostatni raz jechałem nią ok. roku temu i mimo tak długiej przerwy moja niechęć do tej drogi nie zmieniła się. Nie lubię jej i tyle.
W Dąbrowie awaria. Maćkowi pękł jeden z prętów od siodełka. Na szczęście jest to narząd parzysty, czyli Maciek dojechał mając siodełko jednoprętowe. I wytrzymało!
Warto było ruszyć się, zamiast biadolić w domu nad swoim zmęczeniem. Jednak po krótkich postojach czułem, że mam uda, lecz szybko to uczucie mijało. Chwilę po wyruszeniu zapomniałem, że byłem niewyspany. W zasadzie wszystkie poranne dolegliwości minęły wraz z wyruszeniem w drogę. O!
Zapomniałbym. Selfie z zabytkiem w tle.
Tędy tułałem się z emeryckimi szybkościami:
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
75.69 km (5.00 km teren), czas: 03:51 h, avg:19.66 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na Wyszków!
Sobota, 4 czerwca 2016 | dodano: 06.06.2016Kategoria >100 km, Nie sam, Terra incognita
Osiem miesięcy niejeżdżenia zrobiło swoje. Powrót do formy sprzed roku lub dwóch okazuje się być ciężką pracą. O ile nie miałem problemów z powrotem do krótkich dystansów, o tyle wyjazd do Wyszkowa był próbą długodystansową, nie do końca zaliczoną.
Plany były ambitne, snute przez tydzień w pracy. Z Wyszkowa mieliśmy polecieć do Serocka, a stamtąd do Wieliszewa, do SKM lub jeszcze dalej, bo do domu. Skończyło się na zrealizowaniu planu w ~66%. Pod Wyszkowem dopadła nas burza, na szczęście krótka i niegroźna. Niebo za to przez długo pozostawało ciemnogranatowe.
Zaczęły się we mnie lęgnąć obawy, czy podołam takiemu dystansowi. Po odbiciu z Wyszkowa w stronę Serocka nie byłoby już odwrotu. Musiałbym dojechać, więc zdecydowałem się na wariant asekurancki, czyli pociąg z Wyszkowa do Tłuszcza i przesiadka do Warszawy. Tak na marginesie: czy jazda po peronie w Tłuszczu może być uznana za zaliczenie gminy? ;)
Po raz pierwszy jechałem w towarzystwie innym niż własne dziecko. Przed wyjazdem miałem obiekcje związane ze wspólną jazdą, ze zgraniem się, ale pierwsze kilometry rozwiały je. Było całkiem nieźle. I co najważniejsze, gdyby nie KolegaZPracy nie ruszyłbym się na taki dystans. Skończyłoby się na kilkunastu kilometrach w pobliżu domu, bez odkrywania ziem dotychczas nieznanych, a opisywanych przez zarazka. Wyruszając w drogę, wiedziałem, że na pewno chcę zobaczyć "kieszonkowy most aliancki". Do tego miejsca dojazd był całkiem prosty, a potem improwizowaliśmy, zależnie od potrzeb.
Gdy za Stanisławowem zjechaliśmy z asfaltu, od razu zrobiło się przyjemnie.
Droga prowadząca do Izabelina
W pieknych okolicznościach przyrody, przy mocno grzejącym słoneczku ukazał się nam pierwszy z celów wyjazdu. Most Baileya.
A pod nim Czarna.
Po kanapce dalej przed siebie improwizować. Lasy, piachy, ślepe uliczki.
Tak się skończyła droga, nim sprawdziliśmy, że się kończy i skończyło się odwrotem.
Zdaje się, że trafiliśmy na budowę gazociągu. Tylu i tak wielkich karp jeszcze nie widziałem.
Pod GSem stał typowy wiejski rower, z bardzo dobrze zakonserwowanym napędem.
Dalej improwizowana droga wiodła nas przez pola, lasy i piachy. Opony, okazało się, że się w ogóle nie nadają do jazdy po piaskach. Wąskie, SmartSam w wersji slick, tylna Vittoria, nie dawały rady. Cały czas kierownica mi uciekała, a tył zrywał. Nawet przełozenie 1:1 nie pomogło. Nie dałem rady i podziwiałem las spacerując. Połowę sił straciłem walcząc z piachem. I być może to miało wpływ na zmniejszenie mojego zasięgu. Po paru kilometrach piasku, nastały wreszcie wyczekiwane asfalty i pierwsza gmina tego dnia do kolekcji.
Kawałek przed Kuligowem wypatrzyliśmy chyba kapliczkę, ze złamanym krzyżem.
Pocztówka znad Bugu. Prawdopodobnie Słopsk.
I na koniec koniec burzowej pogody, koniec trasy, ale nie koniec kilometrów.
Pociągiem do Tłuszcza.
Sakwiarz po lewej pił piwo i śmierdział.
Na Wileńskiej podziękowałem KoledzeZPracy za zmobilizowanie mnie i za cały dzisiejszy dzień, bo warto było się ruszyć gdzieś dalej. Powrót do domu dużo mniej przyjemny, niż jazda po cichych wioskach. Jechałem trochę naokoło, bo chciałem dociągnąć do 100 km i po dojechaniu na Bemowo brakowało mi jeszcze 6 km. Dokręciłem je plącząc się po okolicy. O dziwo, całe dotychczasowe zmęczenie gdzieś odeszło i bez żadnego wysiłku dociągnąłem do setki.
A to Maciek, który mnie zmobilizował.
Tędy się pociłem, przedzierałem przez lasy, piaski i dziurawe drogi betonowe:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Plany były ambitne, snute przez tydzień w pracy. Z Wyszkowa mieliśmy polecieć do Serocka, a stamtąd do Wieliszewa, do SKM lub jeszcze dalej, bo do domu. Skończyło się na zrealizowaniu planu w ~66%. Pod Wyszkowem dopadła nas burza, na szczęście krótka i niegroźna. Niebo za to przez długo pozostawało ciemnogranatowe.
Zaczęły się we mnie lęgnąć obawy, czy podołam takiemu dystansowi. Po odbiciu z Wyszkowa w stronę Serocka nie byłoby już odwrotu. Musiałbym dojechać, więc zdecydowałem się na wariant asekurancki, czyli pociąg z Wyszkowa do Tłuszcza i przesiadka do Warszawy. Tak na marginesie: czy jazda po peronie w Tłuszczu może być uznana za zaliczenie gminy? ;)
Po raz pierwszy jechałem w towarzystwie innym niż własne dziecko. Przed wyjazdem miałem obiekcje związane ze wspólną jazdą, ze zgraniem się, ale pierwsze kilometry rozwiały je. Było całkiem nieźle. I co najważniejsze, gdyby nie KolegaZPracy nie ruszyłbym się na taki dystans. Skończyłoby się na kilkunastu kilometrach w pobliżu domu, bez odkrywania ziem dotychczas nieznanych, a opisywanych przez zarazka. Wyruszając w drogę, wiedziałem, że na pewno chcę zobaczyć "kieszonkowy most aliancki". Do tego miejsca dojazd był całkiem prosty, a potem improwizowaliśmy, zależnie od potrzeb.
Gdy za Stanisławowem zjechaliśmy z asfaltu, od razu zrobiło się przyjemnie.
Droga prowadząca do Izabelina
W pieknych okolicznościach przyrody, przy mocno grzejącym słoneczku ukazał się nam pierwszy z celów wyjazdu. Most Baileya.
A pod nim Czarna.
Po kanapce dalej przed siebie improwizować. Lasy, piachy, ślepe uliczki.
Tak się skończyła droga, nim sprawdziliśmy, że się kończy i skończyło się odwrotem.
Zdaje się, że trafiliśmy na budowę gazociągu. Tylu i tak wielkich karp jeszcze nie widziałem.
Pod GSem stał typowy wiejski rower, z bardzo dobrze zakonserwowanym napędem.
Dalej improwizowana droga wiodła nas przez pola, lasy i piachy. Opony, okazało się, że się w ogóle nie nadają do jazdy po piaskach. Wąskie, SmartSam w wersji slick, tylna Vittoria, nie dawały rady. Cały czas kierownica mi uciekała, a tył zrywał. Nawet przełozenie 1:1 nie pomogło. Nie dałem rady i podziwiałem las spacerując. Połowę sił straciłem walcząc z piachem. I być może to miało wpływ na zmniejszenie mojego zasięgu. Po paru kilometrach piasku, nastały wreszcie wyczekiwane asfalty i pierwsza gmina tego dnia do kolekcji.
Kawałek przed Kuligowem wypatrzyliśmy chyba kapliczkę, ze złamanym krzyżem.
Pocztówka znad Bugu. Prawdopodobnie Słopsk.
I na koniec koniec burzowej pogody, koniec trasy, ale nie koniec kilometrów.
Pociągiem do Tłuszcza.
Sakwiarz po lewej pił piwo i śmierdział.
Na Wileńskiej podziękowałem KoledzeZPracy za zmobilizowanie mnie i za cały dzisiejszy dzień, bo warto było się ruszyć gdzieś dalej. Powrót do domu dużo mniej przyjemny, niż jazda po cichych wioskach. Jechałem trochę naokoło, bo chciałem dociągnąć do 100 km i po dojechaniu na Bemowo brakowało mi jeszcze 6 km. Dokręciłem je plącząc się po okolicy. O dziwo, całe dotychczasowe zmęczenie gdzieś odeszło i bez żadnego wysiłku dociągnąłem do setki.
A to Maciek, który mnie zmobilizował.
Tędy się pociłem, przedzierałem przez lasy, piaski i dziurawe drogi betonowe:
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
100.46 km (14.00 km teren), czas: 05:10 h, avg:19.44 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)