- Kategorie:
- >100 km.7
- Nie sam.6
- Terra incognita.5
Na Wyszków!
Sobota, 4 czerwca 2016 | dodano: 06.06.2016Kategoria >100 km, Nie sam, Terra incognita
Osiem miesięcy niejeżdżenia zrobiło swoje. Powrót do formy sprzed roku lub dwóch okazuje się być ciężką pracą. O ile nie miałem problemów z powrotem do krótkich dystansów, o tyle wyjazd do Wyszkowa był próbą długodystansową, nie do końca zaliczoną.
Plany były ambitne, snute przez tydzień w pracy. Z Wyszkowa mieliśmy polecieć do Serocka, a stamtąd do Wieliszewa, do SKM lub jeszcze dalej, bo do domu. Skończyło się na zrealizowaniu planu w ~66%. Pod Wyszkowem dopadła nas burza, na szczęście krótka i niegroźna. Niebo za to przez długo pozostawało ciemnogranatowe.
Zaczęły się we mnie lęgnąć obawy, czy podołam takiemu dystansowi. Po odbiciu z Wyszkowa w stronę Serocka nie byłoby już odwrotu. Musiałbym dojechać, więc zdecydowałem się na wariant asekurancki, czyli pociąg z Wyszkowa do Tłuszcza i przesiadka do Warszawy. Tak na marginesie: czy jazda po peronie w Tłuszczu może być uznana za zaliczenie gminy? ;)
Po raz pierwszy jechałem w towarzystwie innym niż własne dziecko. Przed wyjazdem miałem obiekcje związane ze wspólną jazdą, ze zgraniem się, ale pierwsze kilometry rozwiały je. Było całkiem nieźle. I co najważniejsze, gdyby nie KolegaZPracy nie ruszyłbym się na taki dystans. Skończyłoby się na kilkunastu kilometrach w pobliżu domu, bez odkrywania ziem dotychczas nieznanych, a opisywanych przez zarazka. Wyruszając w drogę, wiedziałem, że na pewno chcę zobaczyć "kieszonkowy most aliancki". Do tego miejsca dojazd był całkiem prosty, a potem improwizowaliśmy, zależnie od potrzeb.
Gdy za Stanisławowem zjechaliśmy z asfaltu, od razu zrobiło się przyjemnie.
Droga prowadząca do Izabelina
W pieknych okolicznościach przyrody, przy mocno grzejącym słoneczku ukazał się nam pierwszy z celów wyjazdu. Most Baileya.
A pod nim Czarna.
Po kanapce dalej przed siebie improwizować. Lasy, piachy, ślepe uliczki.
Tak się skończyła droga, nim sprawdziliśmy, że się kończy i skończyło się odwrotem.
Zdaje się, że trafiliśmy na budowę gazociągu. Tylu i tak wielkich karp jeszcze nie widziałem.
Pod GSem stał typowy wiejski rower, z bardzo dobrze zakonserwowanym napędem.
Dalej improwizowana droga wiodła nas przez pola, lasy i piachy. Opony, okazało się, że się w ogóle nie nadają do jazdy po piaskach. Wąskie, SmartSam w wersji slick, tylna Vittoria, nie dawały rady. Cały czas kierownica mi uciekała, a tył zrywał. Nawet przełozenie 1:1 nie pomogło. Nie dałem rady i podziwiałem las spacerując. Połowę sił straciłem walcząc z piachem. I być może to miało wpływ na zmniejszenie mojego zasięgu. Po paru kilometrach piasku, nastały wreszcie wyczekiwane asfalty i pierwsza gmina tego dnia do kolekcji.
Kawałek przed Kuligowem wypatrzyliśmy chyba kapliczkę, ze złamanym krzyżem.
Pocztówka znad Bugu. Prawdopodobnie Słopsk.
I na koniec koniec burzowej pogody, koniec trasy, ale nie koniec kilometrów.
Pociągiem do Tłuszcza.
Sakwiarz po lewej pił piwo i śmierdział.
Na Wileńskiej podziękowałem KoledzeZPracy za zmobilizowanie mnie i za cały dzisiejszy dzień, bo warto było się ruszyć gdzieś dalej. Powrót do domu dużo mniej przyjemny, niż jazda po cichych wioskach. Jechałem trochę naokoło, bo chciałem dociągnąć do 100 km i po dojechaniu na Bemowo brakowało mi jeszcze 6 km. Dokręciłem je plącząc się po okolicy. O dziwo, całe dotychczasowe zmęczenie gdzieś odeszło i bez żadnego wysiłku dociągnąłem do setki.
A to Maciek, który mnie zmobilizował.
Tędy się pociłem, przedzierałem przez lasy, piaski i dziurawe drogi betonowe:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Plany były ambitne, snute przez tydzień w pracy. Z Wyszkowa mieliśmy polecieć do Serocka, a stamtąd do Wieliszewa, do SKM lub jeszcze dalej, bo do domu. Skończyło się na zrealizowaniu planu w ~66%. Pod Wyszkowem dopadła nas burza, na szczęście krótka i niegroźna. Niebo za to przez długo pozostawało ciemnogranatowe.
Zaczęły się we mnie lęgnąć obawy, czy podołam takiemu dystansowi. Po odbiciu z Wyszkowa w stronę Serocka nie byłoby już odwrotu. Musiałbym dojechać, więc zdecydowałem się na wariant asekurancki, czyli pociąg z Wyszkowa do Tłuszcza i przesiadka do Warszawy. Tak na marginesie: czy jazda po peronie w Tłuszczu może być uznana za zaliczenie gminy? ;)
Po raz pierwszy jechałem w towarzystwie innym niż własne dziecko. Przed wyjazdem miałem obiekcje związane ze wspólną jazdą, ze zgraniem się, ale pierwsze kilometry rozwiały je. Było całkiem nieźle. I co najważniejsze, gdyby nie KolegaZPracy nie ruszyłbym się na taki dystans. Skończyłoby się na kilkunastu kilometrach w pobliżu domu, bez odkrywania ziem dotychczas nieznanych, a opisywanych przez zarazka. Wyruszając w drogę, wiedziałem, że na pewno chcę zobaczyć "kieszonkowy most aliancki". Do tego miejsca dojazd był całkiem prosty, a potem improwizowaliśmy, zależnie od potrzeb.
Gdy za Stanisławowem zjechaliśmy z asfaltu, od razu zrobiło się przyjemnie.
Droga prowadząca do Izabelina
W pieknych okolicznościach przyrody, przy mocno grzejącym słoneczku ukazał się nam pierwszy z celów wyjazdu. Most Baileya.
A pod nim Czarna.
Po kanapce dalej przed siebie improwizować. Lasy, piachy, ślepe uliczki.
Tak się skończyła droga, nim sprawdziliśmy, że się kończy i skończyło się odwrotem.
Zdaje się, że trafiliśmy na budowę gazociągu. Tylu i tak wielkich karp jeszcze nie widziałem.
Pod GSem stał typowy wiejski rower, z bardzo dobrze zakonserwowanym napędem.
Dalej improwizowana droga wiodła nas przez pola, lasy i piachy. Opony, okazało się, że się w ogóle nie nadają do jazdy po piaskach. Wąskie, SmartSam w wersji slick, tylna Vittoria, nie dawały rady. Cały czas kierownica mi uciekała, a tył zrywał. Nawet przełozenie 1:1 nie pomogło. Nie dałem rady i podziwiałem las spacerując. Połowę sił straciłem walcząc z piachem. I być może to miało wpływ na zmniejszenie mojego zasięgu. Po paru kilometrach piasku, nastały wreszcie wyczekiwane asfalty i pierwsza gmina tego dnia do kolekcji.
Kawałek przed Kuligowem wypatrzyliśmy chyba kapliczkę, ze złamanym krzyżem.
Pocztówka znad Bugu. Prawdopodobnie Słopsk.
I na koniec koniec burzowej pogody, koniec trasy, ale nie koniec kilometrów.
Pociągiem do Tłuszcza.
Sakwiarz po lewej pił piwo i śmierdział.
Na Wileńskiej podziękowałem KoledzeZPracy za zmobilizowanie mnie i za cały dzisiejszy dzień, bo warto było się ruszyć gdzieś dalej. Powrót do domu dużo mniej przyjemny, niż jazda po cichych wioskach. Jechałem trochę naokoło, bo chciałem dociągnąć do 100 km i po dojechaniu na Bemowo brakowało mi jeszcze 6 km. Dokręciłem je plącząc się po okolicy. O dziwo, całe dotychczasowe zmęczenie gdzieś odeszło i bez żadnego wysiłku dociągnąłem do setki.
A to Maciek, który mnie zmobilizował.
Tędy się pociłem, przedzierałem przez lasy, piaski i dziurawe drogi betonowe:
Rower:Merida Crossway 10 V
Dane wycieczki:
100.46 km (14.00 km teren), czas: 05:10 h, avg:19.44 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj